#

73 rocznica śmierci Rotmistrza Witolda Pileckiego

Poniedziałek, 24.05.2021

"Ja już żyć  nie mogę (...) mnie wykończono. Bo Oświęcim to była igraszka" - te słowa wypowiedział rtm. Witold Pilecki do kuzynki żony, Eleonory Ostrowskiej.

25 maja 1948 roku, po ciężkich torturach, został zgładzony w komunistycznej katowni na Rakowieckiej w Warszawie. Śledztwo nadzorował oficer NKWD, sadysta w polskim mundurze płk Józef Różański, właściwe nazwisko Goldberg. Ciała nie znaleziono do dziś, córka Zofia Pilecka zachowuje cień nadziei na choćby, jak mówi, kosteczkę ojca. Nasz patron starał sie tak żyć, kierując się myślą Tomasza a'Kempis z książki "O naśladowaniu Chrystusa", by w obliczu śmierci bardziej się cieszyć niż smucić.  Powiedział do żony, że ona dawała mu siłę, by z otwartą przyłbicą umierać.

Rotmistrz we wstępie do raportów z Auschwitz pisał: "człowiek w ostatnich chwilach swego życia, jeśli się zechciał zwierzyć szczerze, przyznał zawsze, że tylko to po nim zostało na ziemi wartością trwałą i pozytywną, co dać potrafił z siebie innym ludziom - w tej lub innej formie. A iluż takich było, co przed śmiercią dopiero stwierdzić zdolni byli, że przez całe swe życie - wciąż oszczędzając serca innym - nie dali nikomu właściwie nic i teraz, odchodząc z ziemi - za sobą zostawili pustkę, a serce, które się wkrótce już tylko w bryłę miało zmienić, w rzeczywistości nieczułą bryłą przez całe życie było".  Słowa te mogą stanowić przesłanie dla każdego z nas.

Próbując wyobrazić sobie niewyobrażalne zrodziła się taka impresja:

Rakowiecka

Tylko ofiarowanie siebie innym nadaje życiu sens

                                                         Witold Pilecki

 

ostatnie chwile

na ile jeszcze świadomość

końca cierpienia

po Auschwitz co mogło się przytrafić gorszego -

maj więc wszystko zaczyna pachnieć

nocne żywe powietrze

ostatnie przejście

na egzekucję -

kto jak nie on

do nas obecnych

woła z wieczności

o służbę ojczyźnie

     Krzysztof Czacharowski